Joanna Flis, Co ze mną nie tak?
Pani Joanno, bardzo dziękuję za tę książkę!
Ale przede wszystkim za łzy wzruszenia, które towarzyszyły jej lekturze. Za podróż do dzieciństwa, do tych „starych” lat, o których czasem już łatwo nie pamiętać.
Pewnie większość osób z mojego pokolenia dzieci „z kluczem na szyi” znajdzie w tej książce część siebie. Bo wszyscy mieliśmy podobne dzieciństwo. I pewnie wielu z nas z takim trochę „dziurawym koszykiem” ruszyło w to dorosłe życie. I dziś często zadajemy sobie tytułowe pytanie: czy z nami „coś nie tak?”.
„Pewnie wiele mogło być z nami nie tak w czasach, gdy jednym punktem odniesienia był szary, konserwatywny, nieznoszący krytyki, samodzielnego myślenia i wątpliwości świat” – pisze J.F.
Ta część z nas, która dziś zaczyna zadawać sobie pytania i podważać wdrukowane nam przez lata przekonania na temat siebie i świata, musi wykazywać się dużą odwagą, która towarzyszy przekraczaniu granic lojalności często wobec bliskich, co jest również okupione poczuciem winy i staje się możliwe wtedy, gdy sami osiągniemy dojrzałość.
Dopiero wtedy możemy dostrzec, że często w dzieciństwie byliśmy unieważnieni, bo „dzieci i ryby głosu nie mają”.
„Pewnie tylko nieliczni z nas mieli szansę, aby mówić, myśleć, zadawać pytania i „bez rączek na kołderce”-eksplorować własną seksualność”. Stąd mamy dziś problemy z zaufaniem, odwagą, autonomią, asertywnością, miłością i akceptacją.
My, dzieci, które musiały szybko dorosnąć; były przygotowywane do „wyścigu szczurów”, musząc pokonywać wysokie poprzeczki z lęku przed rozczarowaniem rodzica (wzorowi uczniowie).
Albo ci, którzy nie zasługiwali na wpis do „złotej księgi” i musieli siedzieć w „oślej ławce”. Słuchające na okrągło od nauczycieli: „masz robić, a nie myśleć”, „nauczyciel zawsze wie lepiej” oraz „co cię nie zabije, to cię wzmocni” (serio?-zostawi też przecież w tobie trwały ślad).
A dziś te same dzieci mierzą się z bolesnym poczuciem samotności, nie potrafią często „żyć po swojemu”, wyjść poza schematy funkcjonowania i czują się ciągle niewystarczające. Bo potrzeby niezaspokojone w dzieciństwie przeradzają się w stan wiecznego niedosytu.
I tak, zawsze można uciec od tego tematu, mówiąc: „inni mieli gorzej”. No pewnie mieli. Tylko, że to w jakiś sposób unieważnia nasze doświadczenia.
A tylko poznając swoją prawdę, możemy dotrzeć do naszych emocji, o których większość z nas nawet nie potrafi mówić.
To, kim jesteśmy dziś, nie wynika z tego, co przeżyliśmy, lecz z tego, jak sobie z tym poradziliśmy.
Życzę nam odwagi w poszukiwaniu samych siebie. I koniecznie przeczytajcie tę książkę. Jej się nie da skrócić do 2200 znaków, bo ona cała jest ważna.
Serio.