Kultura „nigdy dość”.
Początek listopada w tym roku to dla mnie czas porządków.
Czyszczę, oddaję, robię przestrzeń. I patrząc na te zgromadzone rzeczy, myślę sobie o kulturze „nigdy dość”, o której wiele się mówi i która też mnie dotknęła.
Czyli też czułam, że nie mam dość. Że potrzebuję, że chcę, że muszę. Że ciągle nie jestem dość dobra, szczęśliwa, nie dość jakaś.
Tak sobie biegłam, trochę z zamkniętymi oczami i zdobywałam. Tytuły, stopnie, dyplomy, nowe miejsca…Nigdy nie było mi dość.
Tak, jakbym cały czas była w jakimś niedostatku. Zupełnie nie rozumiejąc, że wynikał on z mojego poczucia bycia niewystarczającą.
No więc gromadziłam, jakbym od tego ciut bardziej wystarczająca, niezwykła, zauważona miała być.
Wiadomo jednak, że koszyczek się nie napełniał. Stąd to moje „nigdy dość” się nie kończyło.
Dziś wiem, że to moje gromadzenie wynikało ze smutku. Z tego, że sama dla siebie nie byłam nigdy dość. I szukałam tego gdzieś na zewnątrz. A to jest zawsze droga donikąd.
I bardzo mnie wzrusza fakt, że potrafiłam się zatrzymać i powiedzieć „dość”. I zajrzeć w siebie. I tam zacząć szukać tego, czego mi tak naprawdę brakowało.
Dzielę się tym, bo wiem, że wokół mnie wiele z nas czuje, że ciągle im mało. Że ciągle muszą więcej, by poczuć się lepiej. By wyjść z tego niedostatku. By złagodzić ból, płynący z przeświadczenia, że jest się zbyt zwyczajnym i niewystarczająco dobrym.
A „wystarczy” się zatrzymać. Zajrzeć w siebie. Tam siebie poszukać. Nauczyć się siebie akceptować. Doceniać każdą chwilę. Nadać sobie wartość. Świadomie zacząć podejmować decyzje, które będą nas z tego poczucia niedostatku wyciągać.
I chcieć, ale też umieć nie chcieć.
Podejmować ryzyko życia całym sercem, z wrażliwością i poczuciem własnej wartości.
Ale naprawdę warto powiedzieć sobie dość. I przestać ciągle coś sobie i innym udowadniać.
Opiekujcie się sobą i swoimi pragnieniami.
Jesteśmy wystarczające i jesteśmy „dość” takie, jakie jesteśmy.
Mówmy kulturze „nigdy dość” – dość.
Spokojnego tygodnia
