Witaj w kolejnym odcinku naszej Akademii Szczęścia – przestrzeni, w której wspólnie zgłębiamy temat emocji i tego, jak budować głębokie poczucie spełnienia.
Kilka dni temu był Dzień Kobiet. To święto przypomniało, że zasługujesz na docenienie i troskę – ale nie tylko raz w roku.
Najważniejsze jest to, jak traktujesz siebie każdego dnia.
Może ktoś podarował Ci kwiaty. Może usłyszałaś miłe słowa. Może to był zwykły dzień, który nie zostawił śladu. Dziś – już po. I co teraz? Czy czujesz się spełniona? Czy ten stan jest Ci znany?
Nie chodzi o to, ile osiągnęłaś. Nie chodzi o to, czy „zasłużyłaś” na uznanie świata. Nie chodzi o to, by zawsze być silną.
Kristin Neff mówi o samowspółczuciu – czyli o traktowaniu siebie samej tak, jak potraktowałabyś ukochaną osobę w chwili zwątpienia.
To nie pobłażanie sobie. To wybór: zamiast krytyki – zrozumienie. Zamiast chłodu – troska.
Bo spełnienie nie rodzi się z presji. Rodzi się z życzliwości dla siebie.
Może myślisz, że jeszcze tam nie jesteś. Że wciąż powinnaś więcej.
Ale spójrz na siebie z czułością: oto Ty, ze swoją historią, swoimi próbami, swoimi cichymi zwycięstwami, których nikt nie widzi.
Przypomnij sobie, ile razy podniosłaś się, gdy myślałaś, że to już koniec. Ile razy byłaś dla innych wsparciem. Ile razy stawiałaś czoła trudnym chwilom, choć nikt tego nie zauważył.
Spełnienie nie jest czymś, co kiedyś przyjdzie – ono jest tu i teraz, gdy przestajesz być dla siebie najsurowszym sędzią.
Dziś daj sobie chwilę. Oddychaj. Zobacz siebie taką, jaką jesteś – wystarczającą. Nie musisz na nic zasługiwać. Nie musisz spełniać niczyich oczekiwań.
Święto było kilka dni temu, ale to Ty decydujesz, czy dasz sobie uznanie każdego dnia. Bo jesteś. I to wystarczy.
Pamiętaj: samowspółczucie to nie słabość, to odwaga bycia dla siebie dobrą – każdego dnia, jakby Dzień Kobiet trwał cały rok.
Więc dziś weź się w ramiona, zamiast ciągle brać się w garść (to Filipa Cembali).
Wstań rano, zrób przedziałek i się od siebie odpieprz. Czyli nie mów sobie: muszę to, tamto, owo, nie ustawiaj sobie za wysoko poprzeczki (to Wiktora Osiatyńskiego).
Z tym Was zostawiam.