Święta, świętsza, szczęśliwa?
W sobotę malowałam w szkole dzieci anioły. Takie piękne, święte. Patrząc na nie, pomyślałam: Czy my, dorośli, też tak próbujemy? Stroimy się w świętość – tylko bardziej codzienną? Nie anielską, ale tę, której od siebie wymagamy. W której musimy być idealni – zawsze pomocni, zawsze na czas, zawsze wszystko ogarniać.
Ale czy w tym wszystkim jesteś szczęśliwa?
Poniedziałek. Kolejny dzień, kolejne „trzeba” – zorganizować, zaplanować, ogarnąć. Być dla wszystkich. Czy nie wydaje Ci się, że czasem próbujesz być perfekcyjna dla świata? Ale czy jesteś też dla siebie?
Zastanów się. Czy bardziej jesteś dla świata – dla cudzych oczekiwań, cudzych wymagań, cudzych standardów? Czy może jesteś dla siebie – dla tego, co czujesz i czego naprawdę potrzebujesz?
Bo prawda jest taka, że kompromisy są potrzebne. Ale jeśli wciąż ustępujesz, coś w Tobie zaczyna gasnąć. Może nawet Ty sama.
Bycie „świętą” kusi. Jest w tym coś pięknego – robić wszystko dla innych, być zawsze gotową, ogarniać chaos. Ale kiedy oddajesz siebie światu bez reszty, na końcu może zabraknąć miejsca na Ciebie. I zostaje pytanie: A gdzie w tym wszystkim jestem ja?
Co by było, gdybyś zapytała siebie:
Czy chcę być święta, czy szczęśliwa?
Bycie szczęśliwą wymaga odwagi i zrzucenia aureolki. Bo musisz spojrzeć na to, co robisz, i zdecydować: czy to w ogóle jest moje? Czy to sprawia, że czuję się lepiej, pełniej, prawdziwiej? Szczęście to nie perfekcja. Szczęście zaczyna się tam, gdzie przestajesz wypełniać cudze oczekiwania, a zaczynasz słuchać siebie.
Może to oznaczać odpuszczenie rzeczy, które „zawsze tak było”. Może zamiast robić kolejny krok w biegu, staniesz. Może w końcu zapytasz siebie: „Czego ja właściwie chcę?”
Świat nie potrzebuje Twojej doskonałości. Świat potrzebuje Ciebie prawdziwej.
Nie musisz być święta. Nie musisz być idealna. Możesz być sobą – najpierw dla siebie, potem dla innych. To wystarczy.
To jak? Święta czy szczęśliwa?