Czuć – nie znaczy działać. Ale warto czuć naprawdę.
Dobrze wiem, że nie zawsze masz wpływ na to, co się w Tobie pojawia. Emocje przychodzą same – z zaskoczenia, z przeszłości, z głębi relacji. Czasem są intensywne, niewygodne, czasem wstydliwe. Ale wiesz co? To nie one są problemem.
To, co czujesz, nie czyni Cię ani lepszą, ani gorszą.
Emocje po prostu są. Przynoszą ważne informacje – o Tobie, o Twoich granicach, wartościach, potrzebach. Nie trzeba ich tłumić. Ale też nie trzeba od razu za nimi podążać.
Active acceptance, czyli aktywna akceptacja, to coś więcej niż zgoda na „tak jest”. To uznanie: „tak, czuję to” – i jednocześnie: „to ja zdecyduję, co teraz zrobię”.
Heim Guinot napisał kiedyś: emocje są zawsze w porządku. Ale działanie – już nie zawsze.
Możesz czuć złość i nie podnieść głosu. Czuć lęk, a mimo to zrobić krok. Czuć smutek i nie dać się mu całkowicie wciągnąć. Emocje są sygnałem. Ale to Ty decydujesz, jak odpowiesz.
Zamiast działać w impulsie, możesz się zatrzymać.
Zapytać: co naprawdę chcę wyrazić? Czego teraz potrzebuję? Jak mogę zadbać o siebie – i o relacje?
Nie musisz się karać za to, co czujesz. Ale możesz nauczyć się być z tym świadomie. Oddychać. Nazywać. Zrozumieć. I potem – spokojnie wybrać reakcję.
To nie zawsze jest proste. Zwłaszcza, gdy wszystko dzieje się szybko, a emocje biorą górę. Ale daje ogromną wolność. Bo nie musisz być idealna.
Wystarczy, że jesteś obecna – przy sobie i w tym, co się dzieje.
Zajrzyj też do natury. Ona nie walczy z tym, co się w niej pojawia. Woda nie złości się, że faluje. Czasem jest wzburzona. Ale kiedy pozwoli się jej płynąć – wraca do równowagi. Ty też możesz. Wystarczy, że przestaniesz z sobą walczyć. Czasem największym aktem siły jest odpuszczenie oporu i pozwolenie sobie po prostu być.
Dziś pytanie ode mnie do Ciebie:
Czego w sobie próbujesz nie czuć – a może warto to po prostu przyjąć?