Zmień słowa, zanim one zmienią ciebie
Słowa mają moc. Potrafią podnieść na duchu albo skutecznie podciąć skrzydła. Niby tylko język, a jednak – to on często ustawia kierunek naszych emocji.
Joe Tomaka mówi o modelu 3E: event – wydarzenie, evaluation – ocena, emotion – emocje. Między tym, co się dzieje, a tym, co czujesz, stoi twoja interpretacja. A interpretacja to często… słowa.
Weźmy klasykę: „Ten egzamin to koszmar” kontra „To dla mnie nowe wyzwanie”. Inne słowa, inny smak w ustach, inna reakcja ciała. Zamiast spięcia – może ciekawość?
To nie magia, to reframing – zamiana ram, przez które patrzysz na rzeczywistość. Nie chodzi o lukrowanie świata. Chodzi o to, żeby przestać sobie rzucać kłody pod nogi własnym słownictwem.
Elizabeth Kübler-Ross pisała o tym, jak nazywanie choroby „próbą” zamiast „końcem” zmieniało jakość życia. A Steven Samuels i Lee Ross pokazali, że „stres” można przemianować na „mobilizację” – i zmienia się całe ciało.
Twoje słowa są jak narratorka twojej codzienności. I masz wpływ na to, co opowiada. Czy „schrzaniłam” to naprawdę jedyne określenie tego, co się wydarzyło? A może: „Nie poszło mi, jak chciałam – i co z tego”?
Nie chodzi o udawanie, że wszystko jest super. Chodzi o to, żeby słowa, które wybierasz, nie podkopywały ci gruntu pod nogami.
Emocje są ważne, ale często mają korzenie w tym, co i jak sobie mówisz. Jedna zmiana języka może być jak uchylenie okna w dusznym pokoju.
Na ten tydzień: codziennie złap jedno zdarzenie i zamień jego etykietkę. Nie „muszę”, tylko „wybieram”. Nie „zawaliłam”, tylko „teraz wiem więcej”. Mała korekta, duża różnica.
To tylko słowa? Może. Ale słowa to też początek twojej historii. Więc może dziś warto powiedzieć: „Czas ją opowiedzieć inaczej”?
I jeszcze jedno, zanim ruszysz: Irvin D. Yalom pisał, że wielu ludzi uczy się doceniać życie dopiero wtedy, gdy zbliża się jego koniec. A przecież nie wiemy, ile tego czasu mamy. Więc po co czekać?
Zacznij od zmiany jednego słowa. A może coś w tobie odetchnie z ulgą.